niedziela, 2 sierpnia 2015

Śmiech, łzy, no i oczywiście muzyka!


Ostatnio po raz pierwszy zetknęłam się z muzycznym anime. Jego tytuł to:"Shigatsu wa kimi no uso".
To jedna z tych serii z gatunku okruchy życia, w którym możemy znaleźć mieszankę wszystkiego: komedii, romansu, dramatu z niewielką domieszką akcji.
Historia skupia się na chłopcu imieniem Arima, którego matka zmarła dwa lata temu. Gdy był mały wszystko było dobrze, ale rzeczy zmieniły się, gdy matka razem z przyjaciółką, uczynią z niego pianistę. Od tego czasu był rygorystycznie trenowany godzinami, wygrywał konkursy, grał perfekcyjnie. Jednak dzień po śmierci jego matki, w czasie najważniejszego konkursu pianistycznego, doznał załamania. Przestał słyszeć dźwięki, które wydobywa instrument, gdy on na nim gra. Tak, niestety, pozostało aż do dnia, w którym poznajemy bohaterów.
Oprócz Arimy, w anime występują jeszcze trzy ważne postacie:
  1. Sawabe-sportsmenka i przyjaciółka z dzieciństwa Arimy, która wspiera go niezależnie od wszystkiego i wszystkich.
  2. Watari-piłkarz i wielki flirciarz, kolejny członek wielkiego trio przyjaciół z dzieciństwa.
  3. Miyazono-skrzypka, która zmusza Arimę do podejmowania drastycznych kroków oraz powrotu na scenę.

Na początku anime było dosyć nużące. Nie ukrywam, że wręcz nie chciało mi się go dalej oglądać. Jednak przez sentyment do pianina i muzyki, kontynuowałam. Teraz tego nie żałuję. Im głębiej poznajemy historie bohaterów i ich motywy, tym ciekawsza staje się fabuła, a co za tym idzie, także oglądanie.
Opowiedziana tu historia rozbawiła mnie do łez, ale także sprawiła, że musiałam powstrzymywać łzy smutku.
Zdziwiła mnie głębia wypowiadanych tam przemyśleń. To było bardzo pouczające.
Jednak irytowało mnie momentami, zbyt częste rozpamiętywanie pewnych scen.
Mimo wszystko bardzo miło spędziłam czas oglądając to anime. Chociaż nie powinnam mówić, że miło skoro pod koniec chciałam wypłakać sobie oczy, ale i tak bardzo mi się podobało.
To zdecydowanie nie jest łatwe i lekkie anime, więc nie będzie się podobać każdemu, ale jeśli lubisz historie z dramatem i, oczywiście, muzyką w tle, zdecydowanie powinieneś to obejrzeć.
Moja ocena 8/10.
Polecam!


"Niewiele rzeczy ma na człowieka tak wielki wpływ jak pierwsza książka, która od razu trafia do jego serca."
Carlos Ruiz Zafón 

Do usłyszenia!

P.S. Bądźcie jutro przygotowani na kolejną recenzję. Tym razem będzie to "Królowa Tearlingu".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz