piątek, 2 października 2015

Lekki film dla całej rodziny

Tym razem recenzja filmu, który trochę lepiej wypadł w moich oczach od poprzedniego (recenzja filmu "Bezwstydny Mortdecai").

Dzisiaj mam dla Was recenzję filmu dla całej rodziny, a mianowicie "Annie".
To historia dziewczynki, która żyje w rodzinie zastępczej, ale z uporem maniaka szuka swoich biologicznych rodziców.
To dosyć utarty schemat, nie sądzicie?
Jak najbardziej.
Na dodatek, film to remake "Małej sierotki Annie", która po raz pierwszy została opublikowana w 1918 roku. Za to film dostał Złotą Malinę w kategorii "Najgorsze remake, sequel lub "zrzynka" w 2015 r.".
Ja nie oglądałam oryginału, więc nie mogę porównać jednego do drugiego, ale jak już wcześniej wspomniałam, film wcale nie był taki zły.
Był schematyczny i nieoryginalny - to fakt, ale był jednocześnie przyjemny i lekki w oglądaniu, pomimo poruszanych trudnych tematów. Ale czyż nie tego oczekuje się od filmów dla całej rodziny?
Oprócz trudnych tematów, film ukazał także kilka stereotypów. Jeden - bardzo często poruszany w dramatach, czyli zła rodzina zastępcza. W tym przypadku matka, która pije i wyzyskuje swoich podopiecznych. A także milioner, który jest pracoholikiem z powodu samotności. Może są to stereotypy, ale w prawdziwym życiu także zdarzają się takie przypadki. A w "Annie" przedstawiono je w sposób jasny, zrozumiały nawet dla najmłodszych oraz nowatorski. Punkt w górę przy ocenie za to.
Film należy także do musicali, co się równa bohaterom zaczynającym śpiewać piosenki, ni z tego, ni z owego. Jednak muszę przyznać, że są to wpadające w ucho piosenki, a większość z nich niesie pewne przesłania.
Główna bohaterka - Annie to bystra dziewczynka, do której od razu poczułam sympatię. Mimo wszystko nie rozumiałam pewnych motywów nią kierujących, czy celów, jakie planowała osiągnąć pewnymi działaniami.
Bardzo ważna rzecz, a mianowicie gra aktorska. Moim zdaniem była bez zarzutu. Aktorzy potrafili oddać emocje bohaterów, a także wczuć się całkowicie w swoje postacie. Właśnie z powodu doborowej obsady, postanowiłam obejrzeć "Annie".
To film dla całej rodziny, więc oczywistym jest, że "dobro zwycięża", ale mi osobiście przejadły się już takie przesłodzone i jednoznaczne zakończenia. Wolę takie, które dają do myślenia i pozostawiają trochę miejsca wyobraźni.

Tym akapitem nie mam na celu obrażenia kogokolwiek. Chcę tylko wyrazić swoją opinię na temat popularnego ostatnio nurtu. Chodzi mi tutaj o wybieranie czarnoskórych aktorek/aktorów. Zauważyłam, że oprócz dwóch głównych ról, prawie wszyscy statyści czy postacie epizodyczne to także ciemnoskórzy aktorzy. Nie mam nic przeciwko temu, ale ostatnimi czasy to staje się czymś w stylu trendu(wydaje mi się, że niektórzy uważają, że dzięki temu ich produkcja zarobi więcej pieniędzy), co nie jest dobre. Przecież obsada filmu może być taka I taka. Nie ma żadnych zasad, które by tego zabraniały.
Kolejna ważna rzecz to niezakończony wątek filmu. I nie mówię tutaj o jakimś pobocznym wątku, tylko o takim związanym z rodzicami Annie. Mam nadzieję, że nie jest to spowodowane planami kontynuacji, ponieważ byłaby to już przesada.
Scenografia w filmie jest bardzo ładna, adekwatna i ciekawa. Pokazuje najnowsze zdobycze technologii i interesujące gadżety.
Podsumowując, film podobał mi się, ale w dosyć umiarkowanym stopniu. Mimo wszystko miło było obejrzeć tą lekką produkcję.
Moja ocena 6/10.
Film dla całej rodziny,

"W miłości nigdy nie jest za późno na drugą szansę."
Nicholas Sparks

Do usłyszenia! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz