środa, 2 marca 2016

Podsumowanie lutego

Witajcie!
Za nami już kolejny miesiąc - luty.
Nie mogę uwierzyć, że już zaczął się marzec. Wydaje mi się jakbym przed chwilą odliczała dni do ferii, a teraz ferie się już skończyły i szkoła zaczęła się na nowo. Oznacza to, dla mnie, mniej czasu na czytanie i oglądanie, bo na pisanie nowych postów czas znajdę na pewno.
Jak zwykle na początku nowego miesiąca, przychodzę do Was z podsumowaniem tego poprzedniego.
No dobrze, tradycyjnie, zacznę od książek, które przeczytałam w tym miesiącu.
Jestem z siebie bardzo dumna, bo było ich aż 7! Na dodatek 6 z nich przeczytałam w drugiej połowie miesiąca - w czasie ferii :)

  1. "Historia pewnej dziewczyny" - Lindsey Kelk - to lekka, wakacyjna powieść o poszukiwaniu i odkrywaniu siebie. W sumie, nie potrafię nic więcej o niej powiedzieć, oprócz tego, że całkiem miło spędziłam przy niej czas i momentami śmiałam się na cały głos. Jeśli szukacie czegoś co pozwoli Wam oderwać myśli od szarej codzienności, to ta książka będzie idealna, ponieważ jej akcja toczy się głównie na Hawajach. Moja ocena 6/10.
  2. "Do wszystkich chłopców, których kochałam" - Jenny Han - świetna lekka książka YA. Bardzo zabawna, ale także wzruszająca. Zakończenie jest niespodziewane, a pomysł na fabułę bardzo oryginalny. Podbiła moje serce. Z chęcią sięgnę po drugi tom. Może napiszę pełną recenzję tej powieści, ale to będzie zależało od ilości mojego czasu wolnego. Moja ocena 7/10.
  3. "Na krawędzi nigdy" - J.A. Redmerski - to książka, która jest historią dwójki młodych ludzi, którzy zmagają się z trudnymi problemami, takimi jak strata bliskich, i którzy przypadkowo spotykają się w autobusie. I tak rozpoczyna się ich wspólna podróż pełna wzlotów i upadków, śmiechu i łez. Po prostu WOW! Nic innego Wam nie powiem, musicie się sami przekonać. Moja ocena 9/10.
  4. "Wyzwolona" - P.C. Cast i Kristin Cast - 12. tom i ostatni serii "Dom Nocy"...Myślę, że ta liczba mówi sama za siebie. Byłam już bardzo znudzona tą serią, ale gdy dostałam ją w prezencie, stwierdziłam, że nie mogę zostawić tak niedokończonej serii. I cóż...Moja ocena 6/10 po prostu.
  5. "Intruz" - Stephenie Meyer - czyli jedna z moich  najukochańszych książek na świecie. Moim zdaniem absolutne arcydzieło. Więcej o tej książce dowiedzie się do końca tego tygodnia (najprawdopodobniej w granicach piątku-soboty), ponieważ zaczęłam już pisać pełną recenzję tej powieści. Oczywiście, moja ocena to 10/10.
  6. "Misja 100" - Kass Morgan - to powieść, o której już pisałam przy okazji robienia "The 100 Book Tag", który możecie przeczytać tutaj. Na jej podstawie został nakręcony serial "The 100", który jest moim zdaniem świetny, ale książka ma z nim wspólnych tylko niektórych bohaterów. Nie jest zła, ale momentami akcja strasznie się ciągnęła, a nie jest to coś, czego spodziewałabym się po książce science fiction. Moja ocena to 6/10.
  7. "Makbet" - William Shakespeare - to lektura na polski, po którą oczywiście bym nie sięgnęła z własnej woli. Niestety, takie rzeczy kompletnie do mnie nie przemawiają. Gdy z boku miałam napisane "komizm", zastanawiałam z czego mam się śmiać, a gdy było napisane "drastyczna scena" - zaczynałam się śmiać, ponieważ przedstawiało się to mniej więcej w ten sposób: bohaterowie rozmawiają, a potem na koniec sceny w didaskaliach widzę zdanie "... umiera". Szkoda słów. Moja ocena to 3/10.
W sumie przeczytałam 2604 stron, czyli średnio około 90 stron dziennie.
Teraz przejdźmy do części filmowej.
W lutym obejrzałam 5 filmów, a były to:
  1. Alicja w Krainie Czarów (ta wersja z 2010) - aż wstyd się przyznać, ale nigdy w życiu nie czytałam/oglądałam tej bajki. Jakoś od dziecka czułam do niej pewną niechęć, ale ostatnio postanowiłam, że muszę ją w końcu obejrzeć, tym bardziej, że na mojej półce czeka na mnie jej papierowa wersja w oryginale. I zrobiłam to...szczególnie zachwycona nie byłam, ale nie było tak źle. Czasami się nudziłam, czasami nie rozumiałam o co chodzi, ale ogólnie było całkiem w porządku. Oczywiście moją ocenę podnosi genialna charakteryzacja postaci, więc wynosi ona 7/10.
  2. Duma i uprzedzenie - oczywiście moja ulubiona wersja - z Keirą Knightley. Kupiłam ją w ferie, więc musiałam obejrzeć ją ponownie. Nie wiem jak to jest, ale zawsze po obejrzeniu tego filmu jestem w takim radosnym, lekkim nastroju i mam ochotę przeczytać wszystkie książki, które mam, na raz. Moja ocena to (oczywiście) 10/10.
  3. Ex machina - czyli film, o którym sama nie wiem, co myśleć. Przez pierwszą połowę było dosyć nudno, akcja rozwijała się powoli. Znowu w drugiej części wszystko działo się szybko, ale miałam wrażenie jakby przez tą prędkość zostały pominięte pewne wątki, które ledwie zostały wspomniane wcześniej. Na dodatek to zakończenie... Moja ocena to 7/10.
  4. Intruz - po ponownym przeczytaniu książki, poczułam chęć ponownego obejrzenia filmu i tak też zrobiłam. Bardzo lubię tę ekranizację, mimo że nie jest ona wiernym odwzorowaniem. Moja ocena to 9/10.
  5. Diabeł z trzema złotymi włosami - czyli jakaś dziwna niemiecka bajka. Nawet nie pytajcie...Po prostu leciała w telewizji w sobotę, więc ją obejrzałam, ale szkoda mi marnować czas na jakiekolwiek opowiadanie o niej. Moja ocena to 4/10.
Oprócz książek i filmów, znalazłam jeszcze czas na seriale. Co prawda, jest ich tylko dwa, ale lepsze to niż nic. A oto one:
  1. Cesarzowa Ki - tak, wciąż nie skończyłam tego serialu, ale są ku temu dwa powody. Pierwszy z nich to fakt, że każdy odcinek trwa aż godzinę i bardzo rzadko mam aż tyle czasu. A drugi jest jeszcze ważniejszy. Mianowicie, zostało mi już tylko 5 odcinków i gdy je obejrzę, to będzie koniec...Nie mam ochoty kończyć tego serialu, który naprawdę mi się spodobał, ale mam mocne postanowienie, żeby skończyć go w tym miesiącu. Trzymajcie za mnie kciuki!
  2. Galavant - czyli moje odkrycie miesiąca. To musical, który niby rozgrywa się w średniowieczu, ale teksty bohaterów bywają bardzo współczesne :) A co najlepsze, każdy odcinek trwa 20 minut i cały sezon jest wypuszczany w ciągu stycznia. Pierwszy, czyli ten który ja obejrzałam, miał 8 odcinków. Jak na razie, moja ocena to 7/10.
Jakby ten miesiąc nie był jeszcze wystarczająco dobry, byłam na koncercie mojego ulubionego zespołu - "Imagine Dragons" w Łodzi. Cały post na temat moich wrażeń możecie przeczytać tutaj.

Mogę, z ręką na sercu, uznać luty za miesiąc udany.

"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Jonathan Carroll 

Do usłyszenia!

P.S. Mam w planach zrobienie postu o moich książkowych zdobyczach z lutego. Co o tym sądzicie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz