wtorek, 1 listopada 2016

"Biała królowa", czyli niezbyt dobry początek

Witajcie!

Dzisiaj prezentuję Wam książkę, co do której miałam wysokie oczekiwania, a jednocześnie starałam się podejść do niej z otwartym umysłem.
Czy mi się udało?

Philippa Gregory ma na swoim koncie wiele książek zaliczanych do fikcji historycznej. Po wielu pozytywnych recenzjach, podczas jednej z wizyt w bibliotece, sięgnęłam po "Białą królową".
To książka o Elżbiecie Woodville, która potajemnie bierze ślub z królem Anglii - Edwardem IV Yorkiem. Gdy ich małżeństwo wychodzi na jaw, życie Elżbiety zmienia się diametralnie. Zostaje królową i znajduje się w samym środku walki o tron.




Może zacznę od tego, że ta powieść była czymś zupełnie innym niż oczekiwałam. Nie jestem pewna, czy zaskoczyła mnie pozytywnie, czy negatywnie, ale niewątpliwie to zrobiła.
Przede wszystkim całość jest napisana w formie dziennika Elżbiety, a więc mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową, która w tym przypadku jest całkowicie uzasadniona. Jednakże pomiędzy poszczególnymi wpisami bywają odstępy nawet kilkuletnie i z tego powodu znamy tylko urywki, fragmenty większego obrazu. Sprawiło to, że na początku lektury czułam się zagubiona i zniechęcona. Sytuacji nie ułatwia fakt, że od pierwszych stron jesteśmy zalewani nowymi bohaterami drugoplanowymi - ich nazwiskami, imionami i tytułami. A co najgorsze, autorka opisując je używa raz jednego, następnie drugiego lub trzeciego. Nie mogłam się przez to połapać, kto jest kim.

Abstrahując od tego, w książce, pomimo formy dziennika, pojawiają się fragmenty zapisane w trzeciej osobie przez wszechwiedzącego narratora. Moim zdaniem, wygląda to tak, jakby autorka nie była pewna, czy skupiać się wyłącznie na losach głównej bohaterki, czy również na historii Anglii.

Książka zaczyna się od sceny, w której Elżbieta i Edward poznają się. Więź, która między nimi wtedy powstaje, pojawia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pomimo niesprzyjających okoliczności, relacja ta rozwija się na wyraz szybko i bez jakiegokolwiek ładu i składu. Powiecie, że taka właśnie jest miłość - bez logiki, ale uczucia pomiędzy bohaterami w życiu nie nazwałabym miłością.

Skoro już zaczęłam o bohaterach, to do nich też się przyczepię. To strasznie irytujące i bardzo słabo wykreowane postacie, z którymi nie sposób się utożsamiać, czy chociażby im współczuć. Wydaje się, że wszystkich motywuje tylko jedno - władza. W szczególności zaś odnosi się to do Elżbiety, której głównym celem życiowym zdaje się być zapewnienie sobie oraz swojej rodzinie jak największej władzy.
Czytając o takich ludziach, zastanawiam się, jak to możliwe, żeby ktoś taki w ogóle istniał. Psychika i postawy bohaterów tej powieści są dla mnie niepojęte. Nie rozumiem, jak można żyć bez jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego, czy zasad. Oczywiście, zakładam taką możliwość, że kiedyś naprawdę tak było, ale jeżeli to prawda, to pozostaje mi mieć nadzieję, że ludzkość potrafi się zmienić.

Na zakończenie tylko dodam, że niniejsza książka wpędziła mnie w ponury nastrój na kilka dni. Z jej powodu chwilowo przestałam wierzyć w ludzi i ufać im.

Podsumowując, "Biała królowa" to powieść, której historyczną (fikcją czy nie) bym nie nazwała. Skupia się głównie na walce o władzę w XV-wiecznej Anglii. Raczej nie znajdziecie w niej głębszych przesłań. Jednak powinna się ona spodobać osobom, dla których w książce najważniejsza jest mentalność bohaterów. Podróż w głąb zakamarków umysłu Elżbiety może okazać się niezapomniana.

Moja ocena 5/10.


tytuł: "Biała królowa"
tytuł oryginału: "The White Queen"
autor: Philippa Gregory
data wydania: 2010
wydawnictwo: Książnica
tłumaczenie: Urszula Gardner
ilość stron: 480




Czytaliście "Białą królową"?
Co o niej sądzicie?
A może mieliście okazję zapoznać się z innymi książkami Philippy Gregory?
Jeśli tak, piszcie, co o nich sądzicie i czy jest jakaś tak dobra, żebym dała autorce drugą szansę.
Koniecznie napiszcie!

Do usłyszenia!


PS. Powód, przez który na blogu nie pojawiło się nic nowego przez weekend, to, jak się już zapewne domyślacie, Targi Książki w Krakowie. Wróciłam już do domu. Zmęczona, ale szczęśliwa. Więcej o tym wydarzeniu napiszę w podsumowaniu października, które pojawi się w piątek lub sobotę na blogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz